Dzięki uprzejmości wydawnictwa Egmont trafiło do mnie szóste wydanie zbiorcze o strażniczkach W.I.T.C.H.
Spędziłam na czytaniu cały wieczór, nie mogąc oderwać się od lektury. Tom zawiera numery od 63 do 72.
W poprzedniej części bohaterki musiały stawić czoła władcy krainy zwanej Arkhantą. Uwięził on bowiem banshee, która została zmuszona spełnić każde życzenie swego pana. Jednak nawet ona nie była w stanie zrobić pewnej rzeczy. Nie potrafiła uzdrowić jego syna. Pozornie zdrowy chłopczyk nie mówił i nie miał żadnego kontaktu ze światem. Ojciec uznał, że to Kondrakar i Wyrocznia odpowiadają za wszystkie krzywdy, w tym również za śmierć matki dziecka. Pragnął zemsty. W tomie 6. mamy zakończenie tej historii. Dosyć łatwo można je było przewidzieć.
Inny problem, jaki napotkały dziewczęta, to krople astralne, czyli ich doskonałe kopie. Powinny wykonywać zadania zlecone przez strażniczki oraz zastępować je w sytuacjach kryzysowych. Bohaterki nadużywały swojej mocy, wzywając „bliźniaczki” do błahych spraw, takich jak nauka do sprawdzianów czy sprzątanie pokoju. Jednak one zapragnęły czegoś więcej. Własnego życia i wolności. Moim zdaniem to rewelacyjny pomysł, ponadto uważam, iż jego potencjał został w pełni wykorzystany. Oczywiście dziewczyny zdają sobie sprawę z własnych błędów i postanawiają je naprawić. Pokazuje to, że twórcy nie kreują jednowymiarowych postaci, które nigdy nie pozwoliłyby sobie na nieodpowiedzialność typu ponadprogramowe użycie niezwykłych zdolności. Kto z nas nie poddałby się pokusie, mając do dyspozycji tak wiele?
Należy również pamiętać, iż główne bohaterki to nastolatki, a na ich barkach spoczywa bezpieczeństwo wielu wymiarów. Jednak czy to walka z potworami sprawia im największą trudność? Może tak, a może nie. Will owszem trzyma na szyi całą moc Kondrakaru i zamartwia się, czy gdzieś tam nie potrzeba pomocy strażniczek. Jako przywódczyni nie może sobie pozwolić na słabość. Irma, czarodziejka wody, zawsze rzuci sarkastycznym żartem w najmniej odpowiednim momencie. Przyjaciółki często nie biorą jej na poważnie, mimo to byłaby w stanie wskoczyć za nimi w ogień. Skoro o tym żywiole mowa, to Taranee jest tą, która nad nim panuje. Po kłótni z Wyrocznią stawia czoła problemom wagi ludzkiej. Miłości i relacji z rodziną. Władczyni ziemi, Cornelia, stara się stąpać po twardym gruncie i nie myśleć o przeszłości i Calebie, a Hay Lin chce cieszyć się życiem wraz ze swoim ukochanym.
Uwielbiam w tych komiksach fakt, że mimo iż to historia o czarodziejkach, pokazane są tu ich przyziemne problemy. I jest to temat naprawdę dobrze wykorzystany, a nie potraktowany „po łebkach”. Można się łatwo utożsamić z bohaterkami i żadna magia nie jest do tego potrzebna.
Kiedyś inaczej patrzyłam na całą historię. Oglądając serial, skupiłam się na niezwykłej transformacji, strojach, supermocach i niesamowitych światach ratowanych przez strażniczki. Gdy zagłębiam się w nią teraz, widzę problemy na pierwszy rzut oka niepozorne, ale takie, z którymi zmaga się ogromna ilość młodych ludzi. Nie wszystko jest cukierkowe i obsypane brokatem.
Dodatkowo chciałabym wspomnieć, iż na początku Księgi 6 jest poruszany temat serialu. Główne bohaterki zostały nam przedstawione jak przy poprzednich tomach. Miłym dodatkiem są szkice strojów inspirowane W.I.T.C.H.
W.I.T.C.H. Tom 6 jest uzupełnieniem kolekcji wydań zbiorczych. Pozwala cofnąć się do dzieciństwa i świeżo spojrzeć na historię strażniczek wymiarów, ale i zagubionych nastolatek.
Uprzejmie dziękuję Wydawnictwu Egmont za egzemplarz do recenzji.
Komentarz