Ciągle czytam o działaniach Republiki, rebelii, tej jasnej strony. Ciekawa, jak wygląda Imperium za kulisami, skusiłam się na komiks.
W świecie Gwiezdnych Wojen statki są nieodłączną częścią życia. Najczęściej jednak wykorzystuje się je w kosmicznych bitwach. Wielu wielbicieli tego uniwersum zapewne kojarzy X-Wingi, A-Wingi i kilka innych z tego rodzaju. Są głównymi, choć cichymi, bohaterami w trylogii Alexandra Freeda Eskadra Alfabet.
Wspominam o niej, ponieważ jest w pewien sposób powiązana z komiksem. Po drugiej stronie konfliktu wiele razy słyszymy nazwę TIE, czyli Twin Ion Engine. Od razu przed oczami mamy czarną kulę z sześciokątnymi bateriami po bokach. To na tym dzisiaj się skupimy.
Siejące postrach wśród cywilów i pilotów rebelii myśliwce skrywają w swoich wnętrzach istoty bez serca i jakichkolwiek zahamowań. Tak są przedstawieni w sadze Gwiezdne Wojny. W komiksie natomiast widzimy ich z bardziej ludzkiej strony.
Formacja, na której koncentruje się fabuła, to antagoniści Eskadry Alfabet, czyli Skrzydło Cienia. W jego skład wchodzą: Ganem Kahi, Zin Graw, Jeela Brebtin, Lyttan Dree oraz ich przywódca Teso Broosh. I prawdę mówiąc, tyle o postaciach. Różnią się wyglądem i pojedynczymi cechami. Moim zdaniem mają ogromny potencjał, ale niestety zmarnowano go. Nie poznałam zbyt dobrze żadnej z nich, zwłaszcza że scenarzyści ich nie oszczędzają. Przez to można odnieść wrażenie, iż bohaterowie są tam tylko dlatego, że komiks ich potrzebuje, aby w ogóle być komiksem. Szkoda.
Pojawia się tam również Yrica Quell, bohaterka Eskadry Alfabet. Wiedziałam, że ją tam zobaczę, ale spodziewałam się czegoś więcej, nie tylko krótkiej retrospekcji. To samo z Nestorką, widzimy ją przez chwilę.
Scenarzystka Jody Houser stara się udowodnić, że nie całe Imperium jest przesiąknięte złem. Jak? Oczywiście zdradą. Zmiana drużyny jest, moim zdaniem, zbyt oczywista i nie pokazuje zbyt dobrze, dlaczego żołnierze walczą, o co walczą ani jak sobie z tym wszystkim radzą. Ciągle widzę Imperium jako złych do szpiku kości, a dobrzy są tylko ci, którzy stoją po stronie rebelii. Wojna chyba tak nie wygląda.
Sama fabuła nie jest zbyt interesująca. Wątki przeplatają się z retrospekcjami. Trudno się połapać, o co właściwie chodzi, a komiks czyta się stanowczo za szybko. Ponadto zakończenie jest otwarte i mógłby być to wstęp do jakiejś ciekawej serii, zwłaszcza że niektóre sprawy są po prostu niedokończone.
Ogólnie mówiąc, dawno się tak nie zawiodłam na żadnym komiksie. Czytałam go bez emocji, a patrząc na ostatnią stronę, pomyślałam „to już?”. Fabuła jest po prostu oklepana, a postacie spłycone. Jakikolwiek poziom trzymają jedynie rysunki. Świetnie narysowano walki kosmiczne i mimikę bohaterów. Mimo iż ograniczono kolorystykę, panowie Rogê Antônio, Michael Dowling, Joshua Cassara, Geraldo Borges, Ig Guara i Juan Gedeon poradzili sobie świetnie, jeśli nie najlepiej.
Jeśli jesteście wielbicielami Imperium i ich myśliwców, możecie zerknąć do tego zeszytu. W innym wypadku z przykrością stwierdzam, że Star Wars. Piloci TIE was rozczarują.
Uprzejmie dziękuję wydawnictwu Egmont za egzemplarz do recenzji.
Odpowiedz