Nie oszukujmy się – każdy z nas ma jakieś marzenia, choćby i najmniejsze. Czasami jednak, za sprawą podążania za karierą i pieniędzmi, zdarza się nam o nich zapominać. A co, jeśli to rodzice wybierają nam, o czym mamy marzyć? Czy to rozwiązałoby cały problem?
Emma i Wioletta: Marzenia to pięknie zilustrowany komiks opowiadający o dwóch dziewczynach chcących dostać się do prestiżowej szkoły Opery Paryskiej. Od najmłodszych lat marzą o zostaniu primabalerinami. W tym celu muszą najpierw zdać niezwykle wymagający egzamin, dlatego nieustannie ćwiczą i się do niego przygotowują. Ale czy to jest właśnie to, czego naprawdę pragną?
Ambicje, ambicje, ambicje
Czytając Marzenia, miałam nieustannie wrażenie, że coś jest w tym wszystkim nie tak. Wyglądało to zbyt idealnie. I z czasem, w miarę postępu fabuły, przekonałam się, że miałam rację w swoich podejrzeniach. Presja i wymagania okazały się po prostu zbyt wygórowane. I to nawet nie przez to, że jej styl tańca był „niewystarczający”, ale nie było to coś, czemu ona byłaby w stanie oddać serce. Dlatego kompletnie nie zdziwiła mnie jej decyzja o kompletnej zmianie ścieżki życiowej. Trzeba robić to, co się kocha, bo jaka to przyjemność, kiedy w czymś się męczysz, ale nie daje Ci to radości żadnej. W duchu też pochwaliłam decyzję mamy dziewczynek – mimo jej cichego pragnienia sukcesu córek na scenie paryskiej opery potrafiła zrozumieć odmienne marzenia starszej z nich i je zaakceptować. Mało tego, była z niej dumna za to, że odważyła się tę decyzję podjąć i o niej powiedzieć, co wymagało niezwykłej odwagi.
Wręcz sama, w głębi siebie, pochwalałam jej postanowienie i cieszyłam się, że się na to zdobyła. Ewidentnie i dogłębnie zżyłam się z nią. Po tych kilkunastu stronach miałam wrażenie, że znamy się od lat i wcale się tak bardzo od siebie nie różnimy. Też byłam przez pewien czas pod swego rodzaju presją, ale powiedziałam „stop” i poszłam własną drogą.
Powiew świeżości
Komiks nie jest taką zwyczajną książką, bardziej pozycją obrazkową, dlatego jej przeczytanie nie zabrało mi wiele czasu. Nie minęła może godzina, a dotarłam do ostatniej strony. I był to bardzo dobrze spędzony czas, nie zawiodłam się! Styl kreski, bohaterowie i sama historia – to było coś, czego potrzebowałam. Ta lektura przypomniała mi czasy dzieciństwa, kiedy siadałam sobie w kącie i zaczytywałam się w komiksach o Kaczorze Donaldzie. Teraz, gdy jestem już dorosła, Emma i Wioletta: Marzenia pomogły mi wrócić choć na chwilę do tamtych magicznych chwil i zapomnieć o problemach dnia codziennego. Ot tak, po prostu.
Podsumowanie
Komiks niezwykle mnie wciągnął i wniósł trochę radości do mojego zwykłego, studenckiego żywota. Z niecierpliwością czekam na tom drugi, bo widziałam, że jest taki w planach. Jestem przekonana, że dostarczy mi kolejnych emocji i będzie mi się go czytało tak samo dobrze (a może nawet lepiej) jak w przypadku tomu pierwszego.
Moja ocena: 11/10
Odpowiedz