Wiecie co oznacza Riddle jako dyktator, uczniowie splamieni nienawistną magią i przyjęcie do szkoły pod warunkiem, że adoptuje się kota? Tak, macie rację, pora na kolejną przygodę w świecie inspirowanym antagonistami Disneya.
Kraina Twisted Wonderland nieustannie zaskakuje Yu. Przez chęć pomocy pierwszorocznym z Heartslabyulu odkrywa on, że jedynie jego własne, opuszczone dormitorium znajduje się na terenie Raven Collage. Do wszystkich pozostałych prowadzą specjalne portale w sali luster, a główny bohater, podążając za Acem i Deucem, trafia do Krainy Czarów.
W całej tej przygodzie pierwsze skrzypce dalej gra Heartslabyulu i coraz to poważniejsze kłopoty pierwszorocznych. Jednak w tle zaczyna przemykać reszta znanych z gry bohaterów, a nawet na kilku Yu wpada bezpośrednio. Jest to Leona z Savanaclaw i Lilia z Diasomni. U obu panów widać unikalny i wyjątkowo silny charakter już od pierwszych okienek dialogowych. Komiczno-tajemniczy klimat całej historii niezmiennie budowany jest przez ilustracje bogate w szczegóły i niezastąpiony styl autorki Kuroshitsuji. Fabuła idzie do przodu nie tyle poprzez przełomowe wydarzenia, a nad wyraz ciekawe rozwinięcia bohaterów. Okazuje się, że uczniowie z dormitorium Królowej Kier niosą na plecach bagaż mało oczywistych doświadczeń. I to wcale nie tak, że wielowymiarowości nabierają wyłącznie główne postacie, bo te drugoplanowe mają w tym tomie wiele do powiedzenia. Jednak osobiście nic nie intryguje mnie bardziej niż dyrektor Crowley. Nie mam pojęcia czy jest to efekt samego designu, czy też świadomości, że na ten moment nie wiadomo o nim nic poza faktem, że istnieje. Potęga jego czarów zdaje się przewyższać nawet najzdolniejszych magów, a przy tym sprawia wrażenie mało inteligentnego i dziecinnego. Jak na mój instynkt starego wyjadacza mang, to jego sylwetka sugeruje kłopoty, które dopiero nadejdą. Yana Toboso buduje napięcie z niezwykłym wyczuciem, adekwatnym do jej mangowego stażu. Nie spieszy się z akcją, a każdy z kadrów jest należycie dopracowany. Pewnie zastanawiacie się, czy jej doświadczenie przekłada się na tak lubiany przez twórców zabieg kończenia każdego tomu cliffhangerem? Oczywiście, że tak…
Twisted-Wonderland to ciekawie rozwijająca się seria, jakiej można było się spodziewać po tak doświadczonej mangace jak Yana Toboso. W nieoczywisty sposób oddaje ducha antagonistów ze starych produkcji Disneya, odkrywając przed czytelnikiem to, co w całej ich nikczemności było mimo wszystko godne pochwały. Z wielkim entuzjazmem będę wyczekiwać kolejnych części.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Egmont.
Recenzja poprzedniego tomu: Disney po japońsku, czyli recenzja mangi „Twisted-Wonderland”
Odpowiedz