Siła nowej Królowej Kier – recenzja „Twisted-Wonderland” Tom 4

Koszmar, w który zamieniło się Przyjęcie Nieurodzinowe, staje się coraz bardziej niebezpieczny. Oszalały przewodniczący z każdą kolejną chwilą rośnie w siłę, z którą nie radzi sobie nawet sam dyrektor. Czyżby tym razem róże miały zostać przemalowane krwią innych uczniów? 

Wnętrze tomu prezentuje się pięknie. Doskonałe ilustracje, dynamiczne kadry, świetnie uchwycone emocje postaci oraz bogate w detale nowe wizerunki bohaterów. Niestety w parze z tak wyśmienitym kunsztem rysowniczym nie poszedł rozwój fabuły, bo najnowsza część niewiele posuwa ją do przodu. Powiedziałabym nawet, że w pewien sposób ją wyhamowuje. Co wcale nie jest tak złym zagraniem, gdy się nad tym chwilę zastanowić.

Czwarta część w całości składa się z walki przeplamionego Riddle’a z prowizoryczną ekipą jego wybawców, do której epizodycznie dołączyli Trey i Cater. Stanowczo nie mogę nazwać jej nudną lub nieznaczącą. Była poprowadzona z pomysłem, naprawdę wciągając czytelnika w wir akcji. Jednak w porównaniu do poprzednich trzech tomów, gdy fabuła odsłaniała coraz to nowe tajemnice świata wraz z jego osobliwymi mieszkańcami, tym razem całą uwagę skupiono na potyczce i rozbudowie backstory Troya i Riddle’a. Skonstruowano to na zasadzie naprzemiennego przenoszenia się pomiędzy kadrami walki a wspomnieniami z dzieciństwa wcześniej wspomnianej dwójki. Dowiadujemy się z nich, jak doszło do spotkania tych dwóch chłopaków oraz co ukształtowało ich dziwną więź. Rzucają także nowe światło na wydarzenia, które doprowadziły do wykształtowania u przewodniczącego Heartslabyulu skłonności do tyranii. Nie da się ukryć, że postacie zyskały dużo głębi w tym tomie. Co ciekawe we wspominkach znalazło się miejsce dla Chenya, który pojawił się osobiście na końcu zeszytu. Nie będę ukrywać, że jest on moim ulubieńcem. 

Pomimo niewielkiego rozwoju fabuły, te dwie postacie bardzo zyskały w tym tomie. 

Jedynym prawdziwym minusem, moim zdaniem jest to, co stało się z Roseheartsem na sam koniec. Drastyczność tej zmiany oraz krótki czas, w jakim ona nastąpiła, zdaje się negować jego wcześniejsze oddanie i upór. Skoro przez tyle lat ślepo podążał za swoimi zasadami mimo przeciwności, to nie sądzę, by w kilka dni był w stanie tak silnie zmienić swój charakter. Ale możliwe, że tylko ja tak na to patrzę. 

Dziękuję Wydawnictwu Egmont za egzemplarz do recenzji, a wszystkich zainteresowanych odsyłam do wcześniejszych artykułów na temat serii:

Disney po japońsku, czyli recenzja mangi „Twisted-Wonderland”

Powrót do Night Raven Collage – recenzja „Twisted-Wonderland” Tom 2 i 3

Patrzyłam na ludzi zupełnie na wylot. Widziałam żebra, jelita, nawet całe gałki oczne. Tylko serce trafiało się jakoś rzadko...
0
Would love your thoughts, please comment.x